Strona stworzona, dzięki uprzejmości Biblioteki Publicznej Gminy Prażmów, przez miłośników gminy Prażmów. Ustanów 2023
Bartłomiej Kucharski
Na podstawie informacji ze strony parafii św. Rocha w Jazgarzewie
Na przełomie lipca i sierpnia 1944 r. trwały żniwa oraz częściowo sianokosy i zbiór owoców. O powstaniu warszawskim w pierwszych dniach sierpnia ludność gminy Wągrodno dowiadywała się głównie od powracających z handlu z Warszawy oraz od coraz większej liczby uchodźców. Ten aspekt gmina odczuła najbardziej, tłumy uciekinierów z Warszawy przechodziła i zatrzymywała się w gminie, wiele ludzi kwaterowała u Wacława Szymborskiego, właściciela majątku Ustanów. Zaczął się ciężki czas dla gminy, komunikacja z Warszawą zamarła. W Lasach Chojnowskich trwała koncentracja oddziałów partyzanckich których celem było podjęcie walki z Niemcami w stolicy, przez gminę i jej okolicę przemieszczało się wiele oddziałów chcących tam dotrzeć. Razem z uchodźcami wzmożył się ruch wojsk niemieckich, a co za tym idzie kwaterunki i rekwizycje. Aktywność Niemców wzrosła już wcześniej, wraz ze zbliżaniem się Armii Czerwonej do Wisły. W szkole w Uwielinach przedłużono pobyt kolonii letniej chłopców z warszawskich szkół średnich, która była tak naprawdę konspiracyjnym szkoleniem wojskowym. Największym znakiem powstania oprócz uchodźców, ustania komunikacji z Warszawą i większą aktywności Niemców była wielka łuna z płonącej Warszawy widziana co każdą noc, wspominana przez wielu mieszkańców wiele lat później. Trwało to wszystko do poniedziałkowego popołudnia 11 sierpnia, kiedy to ludność usłyszała wystrzały i zobaczyła dym bliżej niż w odległej o 30 km stolicy...
Bitwa w Piskórce była jednym z ważniejszych wydarzeń związanych z ruchami oddziałów partyzanckich działających na tyłach atakujących Warszawę Niemców. W obronie wsi obok powstańców zginęło również wielu cywilnych mieszkańców walczących u boku AK.
W pierwszych dniach sierpnia w Piskórce i okolicy ulokowała się Kompania Leśna im. „Szarego”, złożona z partyzantów z konstancińsko-piaseczyńskiego batalionu Narodowych Sił Zbrojnych im. Czesława Mączyńskiego. Wieś obrała na miejsce postoju także część żołnierzy wywodzącego się z naszego terenu batalionu Armii Krajowej „Krawiec”.
Zaraz po wybuchu Powstania Warszawskiego w Lasach Chojnowskich zgromadziło się wiele oddziałów, które 1 sierpnia próbowały przedostać się do walczącej stolicy, aby pomóc powstańcom. Jednak na przedpolach stolicy napotykali silny opór Niemców i byli zmuszeni do wycofania się. Były też zdziesiątkowane oddziały z warszawskich dzielnic oraz cywilni uchodźcy ze stolicy. Zgrupowanie stało się tak duże, że niemal wolny od okupanta obszar leśny w otoczeniu Piaseczna zaczęto nazywać „Chojnowską Rzeczpospolitą”.
Kolumna sanitarna AK w Lasach Chojnowskich, archiwum Centrum Kultury w Piasecznie, z książki „Piaseczno '44 - miasto i ludzie''.
– Partyzanci przyszli w nocy, zapukali do okien i kazali opuścić nam dom. Opatrzymy rannych, mówili, przywieźli lekarza z Piaseczna. Nie wolno nam było wejść do mieszkania nawet na chwilę – wspomina 11 sierpnia 1944 r. pani Marianna Borzęcka.
Trudno dziś dociec, co stało się bezpośrednim powodem potyczki w Piskórce. Jeden z jej uczestników, Zdzisław Konarzewski ps. Sęp Lech, opisywał, że rankiem patrol z batalionu AK „Krawiec”, wysłany stąd w kierunku Łosia, zdobył niemiecką ciężarówkę. Ponieważ partyzanci oczekiwali odpowiedzi okupanta, żołnierze „Krawca” i „Szarego” ulokowali wokół Piskórki obserwatorów.
Niemcy zaatakowali z dwóch stron w godzinach poobiednich. Podeszli do wysuniętej placówki i zabili trzech partyzantów – Witolda Zienkowicza, Henryka Wandela i Bogdana Rawskiego (czwarty żołnierz Józef Jabłoński został ranny i zmarł kilka dni później w szpitalu w Konstancinie). Wywiązała się regularna strzelanina. Pan Tadeusz Borzęcki akurat orał pole w pobliskiej Krupiej Wólce. – Zauważyłem, że lądujące pociski karabinowe zaczęły podrywać ziemię kilka metrów od moich nóg. Pognałem konia do zagrody. Za jakiś czas słyszę krzyk i lamenty. W Piskórce przypadkowo zginęło pięcioro mieszkańców, wśród nich zakonnica, która przyjechała do jednego z domów – opowiada. Gospodarze i ich rodziny, ratując najcenniejszy dobytek, uciekali w panice z płonących zabudowań. – Ja z ojcem akurat nie byliśmy w domu. Została mama i jej rodzice. Gdy zaczęto strzelać, mama ukryła się w rowie i dalej uciekała. Dziadek z babcią schowali się za pniem grubej topoli. I tam dziadka dosięgła kula – relacjonuje pani Marianna. Niemcy nie zdecydowali się pokonać kilkuset metrów, które dzieliły ich stanowiska od wsi, i po dwóch, trzech godzinach wycofali się w kierunku Łosia. Jak podaje Rafał Utracki w książce o Batalionie im. Mączyńskiego, atakujący stracili w bitwie ponad 30 żołnierzy, wielu odniosło rany. Prawdopodobnie dlatego zrezygnowali z dalszego ataku.
Partyzanci z NSZ i AK, gdy ucichły strzały, wymaszerowali z Piskórki do Wojciechowic. Kiedy skończyła się strzelanina, wróciłam do wsi po jedzenie i cielaka ukrytego w piwnicy. W drodze usłyszałam łomot. To jechali Niemcy. Odwróciłam się i zobaczyłam tylko, jak płonie wieś, siedem zagród – opowiada Marianna Borzęcka. Spaliśmy w piwnicy To był silny oddział okupanta wspierany przez czołgi, który wrócił do Piskórki kilka godzin po potyczce, żeby zrównać wieś z ziemią. Zabudowania ostrzelano z pocisków zapalających. Nie było już w nich mieszkańców, ukryli się w okolicy. – Jak się uspokoiło, wróciliśmy do wsi. Do zimy spaliśmy w ocalałej piwnicy, razem ze zwierzętami. Potem przy oborze ojciec zrobił mieszkanie, kuchnię z pokojem – wspomina 83-letnia mieszkanka Piskórki.
Żołnierze batalionu AK „Krawiec" w okolicach Piskórki, Archiwum Akt Nowych, z książki „Piaseczno '44 - miasto i ludzie''.
Kolejne, duże straty batalion „Krawiec” poniósł, przedzierając się do Wilanowa 18 sierpnia. Natomiast trzech żołnierzy „Szarego” zginęło 25 sierpnia w ataku nieprzyjaciela na gajówkę na uroczysku Zimne Doły koło Zalesia Górnego. Tego dnia Niemcy postanowili zniszczyć zgrupowania ukrywające się w lasach w okolicy Piaseczna i zaatakowali je siłą około 3000 żołnierzy. Pacyfikację wspierała artyleria ustawiona w Wojciechowicach oraz pociąg pancerny na trasie Warszawa – Radom.
Niemcy po czasie odeszli z palącej się Piskórki, pozostawiając po sobie zgliszcza i kilkunastu zabitych mieszkańców i partyzantów. Reszta ludności miała szczęście w nieszczęściu, że Niemcy nie zabili jej ukrywającej się z dobytkiem po lasach. We wsi i leśnictwie Piskórka na początku 20-lecia międzywojennego znajdowało się 10 domów w których żyło 72 ludzi, nie mamy danych jak wyglądały te statystki podczas II wojny światowej. Nie wiadomo również, czy zniszczono sąsiednie kolonie i osady, które dziś rozumiemy jako Piskórka.
Mieczysław Urbaniak ps. „Różyc”
„- Wkrótce w lesie chojnowskim było około pięciu tysięcy ludzi – chłopacy z Baszty. Pamiętam, to jeszcze później było. Oddziały przybywały, bo las dobry. Potem żeśmy przeszli do Piskórki (to taka wieś – Piskórka) i w Piskórce... Potem zmieniliśmy miejsce postoju. Ja poszedłem zająć kwatery dla wojska.
- Nie napotkaliście żadnych Niemców po drodze?
- Nie.
- Nie było problemu?
- No, napotkaliśmy. Był taki moment, że stoimy w lesie, a trzech chłopców do lasu poszło. Idą ścieżką, która się wije między drzewami, patrzą – idzie trzech Niemców. A kolega mówi: „Patrz, poubierani jak Niemcy, hełmy niosą. Przecież można się postrzelać.” – mówi - „Trzeba zabronić, żeby nosić niemieckie mundury i hełmy”. Wyszli [z lasu] łeb w łeb, [wszyscy] patrzą, a to Niemcy! A ci Niemcy zawołali: Komm, komm! Zabrali im karabiny. Jeden to był Ukrainiec, jeden Austriak i jeden folksdojcz. Wiadomo, co się z nimi stało... W Piskórce dostałem rozkaz, żeby zająć kwatery dla obu batalionów. Dla batalionu „Grzegorza” i [batalionu] Łączyńskiego, a tam została naszych już garstka. Zaczęła się pacyfikacja niemiecka. Strzelanina, jak sto diabłów, więc „Grzegorz” podarował swój batalion, [by] iść na pomoc. Przychodzimy tam, stanęliśmy na skraju lasu – nic nie widać. Tylko na filmach widać żołnierzy, a na wojnie to nie widać – każdy się kryje nisko…Posłuchałem porucznika „Antka” i zameldowałem, że za nami pięćset metrów jest „Grzegorz” ze swoim batalionem, który przyszedł nam na odsiecz – trochę urósł, bo już przycisnęli go Niemcy dobrze. Pamiętam, był taki stóg siana, do tego siana, do tego stogu – do nas, strzelali Niemcy z erkaemu. Myśmy mieli też amunicję świetlną, [Niemcy] dali rozkaz strzelania do stogu, a myśmy podpalili ten stóg i Niemcy musieli odejść od tego stogu. Wtedy dostali po krzyżu. Tam było dwóch zabitych, zdaje się i kilku rannych naszych ludzi, którzy po prostu… Niemcy naszli na nich jeszcze przed walką, a tak to Niemców trochę zostało".
W poniższym tekście gdy świadek wspomina Wojciechów chodzi o wieś Wojciechowice w obecnej gminie Góra Kalwaria.
Ludwik Staszyński ps. „Mróz”
„- Myśmy się przede wszystkim… Ponieważ tam nad tym Wojciechowem [Wojciechowicami - przyp. red.] latały samoloty, to nas wypatrzyły prawdopodobnie. Dowódca postanowił, żebyśmy opuścili to, i następnego dnia ten Wojciechów, zwłaszcza te zarośla, takie krzaki były, to został zbombardowany przez Niemców. A nas już tam nie było i przeszliśmy do takiej miejscowości Nyki [?], majątek Piskórka. To głośna sprawa tej Piskórki, opisana i tak dalej, nieopisana prawdziwie.
- Proszę nam opowiedzieć, jak pan to widział?
- Siedzieliśmy w tej Piskórce, chyba tam nocowaliśmy…
- Siedzieliście panowie gdzie? W jakichś domach wiejskich?
- Nie, w stodołach.
- Aha, w stodołach.
- Myśmy sypiali w stodołach głównie. W stodołach, w sianie, słomie. Przyszliśmy chyba przed wieczorem czy nad wieczorem. Przyszliśmy tam do tej Piskórki, to był majątek i wieś. Przed południem tam był również oddział NSZ-u, przyłączył się do nas. On był w lasach chojnowskich, on się przyłączył. I w moim przekonaniu to był właśnie patrol NSZ-u, który… Nadjechał samochód niemiecki, tam było lotnisko niemieckie, niedaleko, w Łosiu. Tam z tego lotniska przyjechał samochód ciężarowy po drewno do lasu. Było dwóch żołnierzy niemieckich, a w skrzyni siedziało dwóch jeńców sowieckich, do roboty. I patrol tego NSZ-u, mi się wydaje, obrzucił samochód granatami, ale tak z bliska działał, że musieli się sami schować przed tymi [Niemcami]. Ci dwaj Niemcy uciekli, jeden prawdopodobnie był ranny, bo krew tam była. Samochód z tymi jeńcami przywieźli na podwórze. Jak się dowiedział o tym dowódca, to natychmiast zarządził odmarsz z tej Piskórki, bo liczył się z tym, że jak Niemcy uciekli, to przyjdą tutaj, był tu jakiś [incydent]. Żeśmy przemaszerowali wszyscy, prawie wszyscy przemaszerowali do takiego innego majątku w stronę linii kolejowej Warszawa–Radom. Majątek nazywał się Ustanów. To było przed południem (nie pamiętam, może koło południa), tego samego dnia, kiedy był ten incydent z tymi Niemcami, tym samochodem. A tam został tylko mały oddział w Piskórce przy kuchniach polowych, które były już rozpalone i gotowały już obiad, nie można ich było przetoczyć do tego Ustanowa. I w Ustanowie w pewnym momencie dostrzegli, że Niemcy atakują ten oddział. Doszło do walki, też się trochę zagapili i właściwie Niemcy podeszli do tego oddziału. On tak był na górce, ten oddział, który pilnował. To nawet nie pluton, niedużo tam było, z ośmiu, z dziesięciu. Zagapili się trochę i Niemcy blisko podeszli, bo na rzut granatem podeszli i wtedy dopiero otworzyli ogień. Niemcy tak tyralierą szli, przyjechał samochód, jeden czy dwa samochody ciężarowe. Otworzyli ogień, dosyć tych Niemców zdziesiątkowali.
- Niemców zdziesiątkowali?
- Tak, Niemców.
- Tych ośmiu?
- Niemców zdziesiątkowali, dużo ich tam położyli. Tak że Niemcy tych swoich zabitych szybko zabrali i odjechali.
- Nie było żadnego odwetu na ludności?
- Ale już jak była ta walka (między Piskórką a Ustanowem to może było z trzy kilometry, może trzy i pół, to nie było daleko), to myśmy w Ustanowie tam szli na pomoc tej Piskórce. Ale nie ja. Ja nie, ale grupa poszła tam pomagać. Na koniec tej walki oni się włączyli i tam trochę ludzi zginęło. Tam w ogóle zginęło trochę naszych żołnierzy i trochę miejscowych ludzi. Zakonnica jakaś zginęła, siedem, osiem osób zginęło wtedy w tej Piskórce. A myśmy tu siedzieli na tym Ustanowie. Później Niemcy przyjechali czołgami do tej Piskórki, spalili – tam już ludzie pouciekali, większość, prawie wszyscy pouciekali – spalili wszystko, zniszczyli majątek i tę całą wieś. My wiedzieliśmy o tym, że tam coś się dzieje, bo tam było słychać przecież to wszystko. A tutaj majątek Ustanów był o jakie dwieście pięćdziesiąt, trzysta metrów od linii kolejowej, a linią kolejową przejechał pociąg pancerny. W pewnym momencie nam się zdawało, że jesteśmy otoczeni. Tam są czołgi, tu jest pociąg pancerny i jeszcze jakiś oddział szedł, taki patrol niemiecki czy żołnierzy skośnookich na służbie niemieckiej, [który] otworzył do nas ogień. Dowódca zakazał nam strzelać. Ja już miałem wtedy karabin. Na tym podwórzu ja byłem z koniem dowódcy. Ale tam też posterunek był, ale się też zagapił ten posterunek, który był przy tych torach kolejowych. Tak że byliśmy w bardzo złej sytuacji. Z jednej czołgi, z drugiej strony pociąg pancerny, linia kolejowa i tutaj ci Niemcy kręcą się. Wieczorem, jak się tylko ściemniło, dowódca zarządził odmarsz z Ustanowa. Przy czym pamiętam, że powiedział… Tam były stale wypadki z bronią, nieumiejętne obchodzenie się z bronią, przypadkowe, na przykład oddanie strzału. Nawet były wypadki takie, że [były osoby] ranione, że kogoś tam [trafiono]. Tam był także jeszcze oddział na tym terenie majora „Lancy”, kawalerzystów z czterdziestu było, koło czterdziestu i też działali. To nie była AK, to była Polska Armia Ludowa. „Lanca”, z tego co wiem, on tam został. Dowódca wtedy powiedział, żeby, broń Boże, nikt nie oddał jakiegoś strzału. Nawet jak ktoś strzeli, to kula w łeb.
- Żeby cisza była, tak?
- Żeby była cisza. Zachowanie ogromnej ostrożności. Żeśmy opuścili szczęśliwie ten Ustanów, bo gdyby doszło do tego, że Niemcy by się zorientowali, że my tu jesteśmy, to byłaby masakra. Byłaby masakra, a tak żeśmy wrócili do tego Wojciechowa, bliżej lasów, później znowuż do Lasu Kabackiego. Wszędzie ci Niemcy nas tam… Najbardziej ciekawą rzeczą to było przejście z Wojciechowa do Lasu Kabackiego".
12 sierpnia 1990 r. z inicjatywy kombatantów odsłonięto w Piskórce głaz z tablicą z brązu upamiętniający bitwę. Napis na nim głosi:
„W hołdzie żołnierzom Armii Krajowej poległym w dn. 11 8 1944 r we wsi Piskórka w walce z okupantem oraz pamięci mieszkańców tej wsi poległych podczas walk powstańczych oddziałów VII Obwodu AK „Obroża" Rejon V „Gątyń", batalionu „Krawiec" oraz kompanii leśnej „Szary" Samodzielnego Batalionu im. Cz. Maczyńskiego [Mączyńskiego - przyp. red.]. W 45 rocznicę Powstania Warszawskiego kombatanci i społeczność regionu".
Pomnik znajdował się przy skrzyżowaniu w stronę Łosia, stał na betonowym podwyższeniu na wybrukowanym placyku, z tyłu rosły brzozy i tuje. Krajobraz wokół pomnika zmienił się. W 2021 r. skrzyżowanie na którym często dochodziło do wypadków przebudowano na rondo. Obelisk wraz z tablicą ogłoszeń, mapą miejscowości, nowym drewnianym krzyżem wystawionym w 2010 r. i masztem flagowym przeniesiono z zachodu na południe ronda, w stronę Wągrodna.
Oryginalną tablicę na głazie zastąpiono nową zmieniając nieznacznie treść, nowy napis brzmi:
„W hołdzie żołnierzom Armii Krajowej poległym w dn. 11.08.1944 r. we wsi Piskórka w walce z okupantem oraz pamięci mieszkańców tej wsi poległych podczas walk powstańczych oddziałów VII Obwodu AK „Obroża” Rejon V „Gatyń [Gątyń - przyp. red.]” batalionu „Krawiec” oraz kompanii leśnej „Szary” Samodzielnego Batalionu im. Brygadiera Mączyńskiego Narodowych Sił Zbrojnych. W 45[.] rocznicę Powstania Warszawskiego kombatanci i społeczność regionu".
Pomnik w Piskórce podczas uroczystości rocznicowych, 2025 r.
W 2024 r. z okazji 80-lecia bitwy nadano rondu imię Bohaterów Armii Krajowej.
Od momentu powstania pomnika co roku odbywają się obchody rocznicowe bitwy i pacyfikacji, jest to niestety jedno z nielicznych (jeśli nie jedyne) lokalne wydarzenie historyczne upamiętniane w naszej gminie. Zawsze zawierają one polową Mszę Świętą w intencji mieszkańców i partyzantów poległych we wsi oraz wolnej Ojczyzny i złożenie wieńców pod pomnikiem. Na przestrzeni lat przybywali różni goście, w Piskórce gościł m. in. były Marszałek Sejmu RP Marek Jurek czy przedstawiciele samorządu województwa i instytucji tego stopnia. Na obchodach rocznicowych zazwyczaj są obecni: przedstawiciele samorządu gminnego i powiatowego, harcerze, strażacy, grupy rekonstrukcyjne, duchowieństwo oraz mieszkańcy. Dawniej były obecne środowiska kombatanckie, młodzież szkolna z Prażmowa i Uwielin oraz Parafialna Orkiestra Dęta z Prażmowa.
CDN